Nacomi Naturalny Mus do ciała o zapachu Mango – recenzja.

Nowość marki Nacomi

Dziś o nowym produkcie Nacomi – marki, która ostatnio wypuściła na rynek wiele roślinnych olejów kosmetycznych oraz całkiem udanych kosmetyków o prostych, naturalnych składach. Ale najpierw kilka słów o moich preferencjach co do produktów do pielęgnacji skóry ciała.

Mimo, że zwracam ogromną uwagę na odpowiednią pielęgnację, smarowanie skóry ciała balsamami czy olejkami nie należy do moich ulubionych czynności. Generalnie zależy mi na tym, aby produkt nakładało się szybko, wchłaniał się dobrze i… paachniaał pięknie. Naprawdę nie przepadam za bezzapachowymi produktami, a wśród ulubionych przeze mnie kosmetyków naturalnych, o ładne zapachy trudno niestety. Stąd bardzo zainteresował mnie Mus do ciała Nacomi, rekomendowany jako kosmetyk naturalny, który jest dostępny w czterech zapachach: Mango, Borówka, Malina i Ciastko (czekoladowo – orzechowy). Miałam okazję powąchać wszystkie cztery, i o ile czekoladowo – orzechowe ciastko kompletnie mi nie przypadło do gustu (nie lubię takich zapachów w kosmetykach, mdli mnie od nich – ale zwolenniczki będą zachwycone, bo pachnie bardzo autentycznie), to pozostałe zapachy owocowe są świetne. Może Malina zalatuje odrobinę landrynką i da się wyczuć chemiczną nutę, ale zarówno Mango jak i Borówka (jak dla mnie po prostu lody jagodowe) są niesamowicie przyjemne i apetycznie. Ostatecznie wybrałam Mango.

Trochę teorii

Producent na opakowaniu przekazuje nam następujące informacje:

„Ekstrakt z mango zatopiony w maśle Shea i olejku macadamia z dodatkiem dziewiczego oleju jojoba.

Ujędrnienie skóry, uelastycznienie, zapobieganie i redukcja cellulitu.”

Produkt ma 150 ml i opakowany jest w estetyczny słoiczek z tworzywa z aluminiową nakrętką. Spójrzmy teraz na skład.

Skład (INCI):BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER, MACADAMIA TERNIFOLIA SEED OIL, CAPRIC TRYIGLYCERIDE, CERA ALBA, HELANTHUS ANNUS (SUNFLOWER) SEED OIL, GLYCERIN, SIMMONDSIA CHINENSIS OIL, ALCOHOL CETYL, MANGIFERA INDICA EXTRACT, TOCOPHERYL ACETATE, PARFUM

Na pierwszych miejscach w składzie mamy zatem masło shea i olej macadamia – świetnie!  Następnie Capric Tryglyceride – emolient, który jak się domyślam ma zapewnić lekką, łatwo rozprowadzającą się konsystencję oraz Cera Alba – wosk pszczeli, dla stabilizacji emulsji i związania oleistych składników. Dalej kolejny olej roślinny – tym razem z pestek słonecznika,  gliceryna i olej jojoba – jeden z najlepiej działających na skórę olejów, nie tylko odżywczy i nawilżający, ale także wpływający korzystnie na trwałość innych składników kosmetyku.  Alcohol Cetylowy to kolejny emolient, wbrew nazwie nic groźnego – zapraszam do słownika INCI do lektury hasła Cetyl Alcohol. W każdym razie w tym przypadku został zastosowany zapewne jako emulgator. Na końcu składu – czyli w śladowych ilościach, ale jednak – mamy obiecywany ekstrakt z mango(chciałoby się wierzyć, że choć częściowo daje ten upojny zapach) i syntetyczną witaminę E, oraz tajemniczą  substancję zapachową.  Podsumowując kwestię składu – naprawdę zachęcająco!

 

IMG_8255

Czy warto?

A teraz wrażenia ze stosowania. Kosmetyk nazywa się Mus – i rzeczywiście, po otwarciu słoiczka (skądinąd mógłby być zabezpieczony folią), oprócz obłędnego, świeżego zapachu, możemy cieszyć się lekką, piankową formułą. Jednak mimo tego, że mus kojarzy się z czymś bardzo delikatnym, wręcz wodnistym, przy aplikacji okazuje się, że jest to bogaty, mocno odżywczy produkt. Naprawdę czuje się w nim obecność tych wszystkich olejów i masła shea, po nałożeniu na skórze pozostawia na niej taki „olejkowy” film, który jednak dosyć szybko się wchłania. Rzeczywiście mocno nawilża, lekko natłuszcza, skóra jest wygładzona i jędrna – z tą redukcją cellulitu bym nie przesadzała, po prostu istotnie poprawia jakość skóry. Na pewno będą z tego produktu zadowoleni właściciele skóry suchej czy podrażnionej, gdyż otula skórę odżywczą „kołderką”, więc szczególnie w zimnych miesiącach będzie to przyjemny kosmetyk.

 

Z mojej perspektywy jest to bardzo porządne, odżywcze masełko o fajnym składzie. Zapach jest dodatkowym atutem, mimo, że nie utrzymuje się na skórze zbyt długo. Podobnie piankowa, zabawna konsystencja, gdyż dużo lepiej się go nakłada i wsmarowuje w skórę niż np. czyste masło shea (które też lubię – o tym innym razem).

 

IMG_8250

 

 

Lubię, a nawet bardzo lubię. Rzadko nakładam na całe ciało, gdyż najwygodniej dla mnie po prysznicu wetrzeć olejek w mokrą skórę, ale chętnie nakładam na wysuszone dłonie w ciągu dnia, oraz na łydki i kolana, gdzie moja skóra jest zawsze mocniej wysuszona. To bardzo wydajny kosmetyk – wystarczy niewielka ilość na sporą powierzchnię skóry. Polecam! Na pewno kolejna będzie Borówka, bo też kusi mnie zapachem.

Dostępny TU>>>

No Comments Yet.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *